Nie powiedziałabym, że te postacie są całkiem jednoznaczne. Weźmy Eastera i Marlee. Na początku Easter wydaje się miłym, luzackim facetem, który przypadkowo zostaje członkiem ławy. Potem okazuje się krętaczem, który znalazł się tam celowo by w zamian za pieniądze wpłynąć na wyrok. Gotów jest nawet poświęcić pozostałych przysięgłych by osiągnąć ten cel. Potem znowu, okazuje się, że jego cel był szlachetny. Ostatecznie więc on i Marlee wychodzą na pozytywnych bohaterów, ale w trakcie filmu różnie można o nich myśleć. Poza tym ich szlachetny cel nie zmienia faktu, że manipulowali i igrali z "życiem" pozostałych członków ławy: kobiety, która ukrywała przed mężem aborcję, alkoholiczki itd.

Jeśli ktoś nie czytał książki ani streszczeń filmu przed seansem, tylko ogląda ten film z marszu, to naprawdę może on zaskakiwać, być intrygujący, przewrotny. Ma dobre tempo, napięcie i solidną obsadę. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała, że uwielbiam Johna Cusacka, poza tym Gene Hackman, Dustin Hoffman... No i temat, który daje trochę do myślenia: czy można winić producenta?, niezłe dialogi. Oczywiście trochę nierealistyczne, że Nicholasowi i Marlee wszystko się tak cudownie udaje tj. przekabacić sędziego, ławników - którzy trochę zostali ukazani jak banda kretynów, która daje się tak łatwo manipulować, ale film bardzo dobrze się ogląda, jest wciągający. Siódemka się spokojnie należy.